Recenzja filmowa: Downton Abbey: Nowa epoka (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa: Downton Abbey: Nowa epoka (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie na Mediakrytyk

Kręcenie filmu po zakończeniu serialu wiąże się z pewnym ryzykiem. Traktować to jako epilog, czy nowe otwarcie? Z jednej strony trzeba usatysfakcjonować fanów, (bo zwykle do nich kieruje się film), spragnionych nowych wątków. Z drugiej strony tych samych fanów nie można denerwować, pozbawiając ich ukochanych bohaterów tak ciężko osiągniętego pod koniec serialu happy endu. Julian Fellowes, twórca i scenarzysta „Downton Abbey” znalazł najwyraźniej złoty środek, bo oto mamy już drugi „poserialowy” film, po tym jak pierwszy osiągnął niemały sukces.

Trzeba przyznać, że w tym serialu akcja rzadko pędziła na łeb i szyję. Chodziło bardziej o atmosferę i estetykę lat minionych, więzi rodzinne i przyjaźnie. Ktoś od czasu do czasu odwiedzał wysokie progi Lorda Granthama, wprowadzając mniejsze lub większe zamieszanie, po czym wszystko wracało do normy. Ostatnim razem mieliśmy do czynienia z pompatyczną wizytą króla Jerzego V, tym razem do Downton zawitała ekipa filmowa. I wątek filmowców bardziej mi się podoba, bo jest zwyczajnie zabawny i obfituje w wielu ciekawych bohaterów, jak choćby gwiazdę kina niemego, która niebezpodstawnie obawia się wprowadzenia dźwięku.

Drugą oś filmu stanowi wypad do Francji, gdzie znajduje się willa odziedziczona przez Lady Violet. Można by pomyśleć, że ten wątek wprowadzi nieco więcej dynamiki do filmu, ale nic bardziej mylnego. W końcu wyższe sfery francuskie nie różnią się tak bardzo od tych angielskich i nie znajdzie się problem, którego nie da się rozwiązać w ramach rzeczowej konwersacji. To nigdy nie był serial, który zniżał się do dramatycznych twistów rodem z telenowel. Cieszę się bardzo, że pod tym względem nadal zachowuje klasę. Oczywiście przy tak wielu bohaterach, których scenarzysta chce uhonorować, wątków robi się zdecydowanie za dużo. Niektóre sprowadzają się zaledwie do dwóch scen, inne trafiają wręcz w ślepy zaułek, a jeszcze inne ulatniają się natychmiast z pamięci. Poza jedną smutną, ale i spodziewaną kwestią, nie ma też poczucia jakieś ostateczności i nieodwracalności. Na takiej zasadzie mogłoby powstać jeszcze wiele filmów.

I tu przyznaję z rozbrajającą szczerością, że mi żadne z powyższych nie przeszkadza. Tak bardzo związana jestem z serialem i jego bohaterami, że po prostu chcę spędzać z nimi czas, nieważne na jakich zasadach. Tym bardziej, że mogę być pewna, że strona wizualna: zdjęcia, scenografia i kostiumy będą zawsze na najwyższym poziomie.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Simon Curtis

Ocena: 7/10